Ocet malinowy

Spotkały mnie niedawno dwie miłe niespodzianki. Po pierwsze, w sklepie "za rogiem" znalazłam mrożone maliny (nie taka znowu oczywista rzecz w Korei). Po drugie - owe maliny zostały zamrożone koncertowo - nie ma mowy o zlepionej, czy co gorsza, zmiażdżonej pulpie. Każda malina hula osobno i wszystkie zachowują kształt i jędrność po rozmrożeniu. Lubię nowoczesne technologie!

Reszta postu, przepis oraz komentarze tutaj (klik)

Czytaj dalej »

Brokuły z prażonymi migdałami

Po krótkim zastanowieniu uznałam, że halibutowi może być jednak smutno bez czegoś zielonego. I chrupiącego, ale nie surowego. Brokuły! Zielone, aż miło popatrzeć, szybko się je robi i chrupią, o ile się ich nie przegotuje.

O właśnie - lubicie, gdy brokuły stawiają lekki opór zębom, czy wolicie całkiem miękkie? Bo ja stawiam zdecydowanie na te pierwsze.

Przepis i komentarze na nowym blogu (klik)



Czytaj dalej »

Halibut z sosem tymiankowym

Nie wiem, jak wy, ale ja, gdy kupię dobrą, świeżą rybę, staram się jak najmniej w nią ingerować. Nie znaczy to, że jadam ryby wyłącznie na surowo (choć dobrego tuńczyka, czy łososia nigdy nie odmówię), ale staram się nie przytłaczać ich nadmiarem przypraw i dodatków.

Czasem dochodzi nawet do tego, że - jak w przypadku dzisiejszego halibuta - główny bohater wygląda na nieco osamotnionego na talerzu. Ale wierzcie mi, niczego mu do szczęścia nie brak.

Reszta postu i przepis na nowym blogu (klik)



Czytaj dalej »

Confit z łososia

Niedawno pilnie poszukiwałam rybnej przystawki, wystarczająco eleganckiej, by nadawała się na specjalną okazję, a przy tym łatwej do zrobienia i takiej, której nie zaszkodzi kilkudniowe przechowywanie w lodówce. Przerzuciłam stertę książek i gazet, i już myślałam, że będę musiała spuścić nieco z tonu i zadowolić się marynowaną rybą, gdy w końcu trafiłam na smarowidło, które na własny użytek nazwałam szybkim confit. W przeciwieństwie do tradycyjnie przygotowywanej tą metodą kaczki czy gęsi, rybne filety nie wymagają bowiem tak długiego macerowania w tłuszczu. Szczególnie, jeśli są cienko pokrojone. A smakują wcale nie gorzej.

Reszta postu, przepis na łososia oraz klarowane masło tutaj (klik)



Czytaj dalej »

Ciasto z rodzynkami, orzechami i skórką pomarańczową

To ciasto sprawiło, że zaczęłam przychylnym okiem patrzeć na wypieki z suszonymi owocami, które przez długi czas utożsamiałam z suchymi, kupnymi keksami. Keksy te były zresztą nie tylko suche, ale zawierały jeszcze niesmaczą andżelikę i niezidentyfikowane kandyzowane owoce (i chyba nie tylko owoce, czy przypadkiem nie było w nich kandyzowanej marchewki?) w neonowych kolorach, dobrane według nieznanego mi klucza. Na długo zniechęciły mnie do wszystkiego, co przypominało je choćby wyglądem.

Ciasto rodzynkowo-orzechowe ma, dla odmiany, same zalety. Składniki - bez wielkiego misz maszu, tylko rodzynki, w dwóch kolorach, orzechy włoskie i skórka pomarańczowa. 

Reszta postu oraz przepis  na ciasto tutaj (klik)




    Czytaj dalej »

    Kandyzowana skórka pomarańczowa

    Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Myślę, że tych ładnych kilka, a właściwie kilkanaście, lat temu, kiedy z ciekawości pierwszy raz usmażyłam skórkę pomarańczową, musiał mnie diabeł podkusić. Gdybym tego nie zrobiła, nie czułabym przymusu powtarzania tego rytuału i oszczędziłabym sobie mnóstwo czasu. Ale z drugiej strony, nie miałabym pojęcia, jak smaczna może być skórka pomarańczowa domowej roboty, bo ta kupna nigdy nie przypadła mi do gustu.

    Reszta postu oraz przepis na kandyzowaną skórkę pomarańczową tutaj (klik)


    Czytaj dalej »

    Grzane białe wino z żurawinami

    Czujecie już święta w powietrzu? Bo ja zdecydowanie tak! Może dlatego, że dostałam już pierwszy świąteczny prezent - duży uśmiech w stronę Ani na Wysokich Obcasach! (Zobaczcie koniecznie listę polecanych przez nią prezentów kulinarnych.) Usmażyłam już skórkę pomarańczową i upiekłam ciasto, które zwykle robię tylko w okolicach Bożego Narodzenia. W moim domu pachnie więc cytrusowo-bakaliowo. W dodatku rozpoczęłam gonitwę po sklepach za... nie, nie za prezentami, w każdym razie nie tylko za prezentami. Poszukuję kiszonej kapusty. Tak, są na świecie miejsca, gdzie kiszona kapusta jest dobrem luksusowym. 

    Reszta postu i przepis tutaj (klik)






    Czytaj dalej »

    Sałatka z kaszą gryczaną i boczkiem

    Tak, zdecydowanie idzie zima. Moje natrętne myśli o węglowodanach zmieniły się w natrętne myśli o węglowodanach, tłuszczu i kaloriach. I nie opuszczają mnie, nawet gdy zabieram się za produkcję sałatek. Resztki kaszy gryczanej miały posłużyć za podstawę do zrobienia małej przekąski. Nawet nie wiem kiedy, zamiast oliwy, dodałam do sosu tłuszcz wytopiony z boczku (a co będzie się marnował). A i samego boczku jakoś tak sporo mi się ukroiło. Do tego właśnie eksperymentowałam z jajkami przepiórczymi. Nie można też powiedzieć, żeby korniszony ratowały dobre imię tej sałatki. Może pomidory... Ale i tak, zamiast lekkiej przegryzki, wyszedł mi całkiem solidny obiad. Za to jaki pyszny!

    Przy tej ilości "składników odżywczych" sałatka spokojnie wystarczy za cały posiłek, ale w mniejszej ilości może też być dodatkiem np. do ryby. W czasie jej jedzenia nie chciała mnie też opuścić myśl o smażonym sandaczu. Gdybym tylko miała do niego dostęp...



    Sałatka z kaszą gryczaną, przepiórczymi jajkami i boczkiem
    2 samodzielne porcje lub 4 jako dodatek

    • 2 szklanki kaszy gryczanej, ugotowanej na sypko
    • 150 g boczku wędzonego
    • 8 przepiórczych jajek, ugotowanych na twardo* i przekrojonych na pół
    • 10 korniszonów, przekrojonych wzdłuż na pół
    • 4-5 pomidorów campari, pokrojonych na ćwiartki
    • 2 łyżki natki pietruszki, posiekanej

    sos:

    • 1/2 średniej cebuli, pokrojonej w niedużą kostkę
    • 2-3 łyżki zalewy z korniszonów
    • opcjonalnie: 1 łyżka białego octu winnego
    • 3 łyżki tłuszczu ze smażenia boczku
    • 1 ząbek czosnku, drobno posiekany
    • 1/2 łyżeczki musztardy pełnoziarnistej
    • 1/2 łyżeczki majeranku
    • sól i pieprz, do smaku

      Zacznij od zamarynowania cebuli i usmażenia boczku - marynowanie zabierze trochę czasu, a wytopiony tłuszcz będzie potrzebny do sosu.

      Pokrojoną w kostkę cebulę zalej 3 łyżkami zalewy z korniszonów i odstaw na 10-15 minut. Jeśli zalewa jest mało kwaśna dodaj do niej łyżkę octu winnego.

      Wędzony boczek pokrój na plastry o grubości 4-5 mm, a plastry - w poprzek na kwadraty. Smaż je na niedużym ogniu, aż zrobią się rumiane i chrupiące, i wytopi się z nich większość tłuszczu. Boczek przełóż na ręcznik papierowy, tłuszcz zachowaj do zrobienia sosu.

      Zamarynowaną cebulę, razem z zalewą, wymieszaj dobrze z tłuszczem z boczku, czosnkiem, musztardą i majerankiem. Dopraw solą i pieprzem do smaku.

      Ugotowaną kaszę gryczaną wymieszaj dobrze z sosem. Dodaj do niej usmażony boczek, przepołowione przepiórcze jajka i korniszony, oraz pokrojone pomidory. Połącz delikatnie i posyp natką pietruszki.



      ***



      *Jak gotować jajka przepiórcze (na twardo)?

      W skrócie - tak, jak kurze, tylko krócej.

      Jajka, najlepiej wyjęte odpowiednio wcześniej z lodówki (zimne łatwiej popękają w zetknięciu z wrzątkiem), włóż do garnka z dużą ilością gotującej się wody. Gotuj 4 minuty.

      Jajka należy wkładać do wody ostrożnie, bo są dużo delikatniejsze od kurzych. Ja umieszczam je najpierw w drucianym koszyczku na długiej rączce, koszyczek razem z zawartością zanurzam we wrzątku i tak zostawiam. Dzięki koszyczkowi wyjmuję je z wody po ugotowaniu jednym ruchem.

      Po upływie 4 minut, wyjmij jajka z wrzątku i natychmiast zanurz je we wcześniej przygotowanej misce z lodowatą wodą. Do schłodzenia zimnej wody z kranu można użyć kostek lodu, ale jeszcze lepsze są wkłady do przenośnych lodówek (trzymam je stale w zamrażarce). Zimna woda powstrzyma proces gotwania jajek, a dodatkowo ułatwi ich późniejsze obieranie, szczególnie jeśli nadtłuczemy im skorupki przy wkładaniu do wody.

      Ugotowane jajka przepiórcze, w skorupkach lub obrane, można trzymać przez kilka dni w lodówce.
      Czytaj dalej »

      Włoskie klopsy w sosie pomidorowym

      Przepis na te klopsy znalazłam w magazynie Saveur jakiś rok temu. Od tamtej pory robiłam je już kilka razy, czasem z małymi modyfikacjami, zawsze z bardzo dobrym rezultatem. Śmiało mogę teraz powiedzieć, że to jedne z moich ulubionych klopsów. Musiały więc trafić i na blog. Kiedy jednak weszłam na stronę gazety, żeby zalinkować oryginalną recepturę, okazało się, że te skromne klopsy wzbudzają niezłe emocje wśród komentujących.

      Przepis na klopsy, reszta postu oraz komentarze do niego tutaj (klik)




      Czytaj dalej »

      Paluszki serowe z ziołami

      Kruche ciasto śmietanowe z poprzedniego postu to coś, co warto mieć w swoim repertuarze. Przepis jest łatwy do zapamiętania (tylko 3 składniki), prosty w wykonaniu, a co najważniejsze - uniwersalny. Ponieważ ciasto nie zawiera ani cukru, ani soli, stanowi dobry nośnik dla innych smaków i nadaje się do każdego rodzaju wypieków, zarówno słodkich, jak i wytrawnych.  Tak zapewniała jego autorka, Maggie Beer, a ja mam zamiar solidnie to przetestować. Po wykorzystaniu do do pigwowej tarty byłam zachwycona jego listkową strukturą, bardzo podobną do ciasta francuskiego i delikatnym, maślanym smakiem. Nie wyobrażam sobie, żeby jakiekolwiek inne ciasto lepiej tu pasowało. A ponieważ zostało mi go trochę, a nawet więcej niż trochę, bo prawie połowa porcji, postanowiłam wystawić je na kolejną próbę i sprawdzić, jak się będzie zachowywać pieczone solo.

      Przepis na paluszki serowe, reszta postu oraz komentarze tutaj (klik)




      Czytaj dalej »

      Cytrynowy kurczak z ziemniakami i cynamonem

      Lubię, kiedy danie, które gotuję po raz pierwszy, z wypatrzonego w książce albo gazecie przepisu, pozytywnie mnie zaskakuje. Staram się wybierać przepisy z potencjałem, po których spodziewam się, że będą przynajmniej dobre i zwykle takie wychodzą i tylko czasami, na szczęście coraz rzadziej, trafiają się niewypały. A od czasu do czasu, pozornie zwykły przepis sprawia mi bardzo miłą niespodziankę. I tak właśnie było z tym kurczakiem.

      Duszonego kurczaka z białym winem, cytryną i ziołami robiłam już nie raz, przepis na niego otwierał nawet ten blog. Po co mi więc kolejny, z tych samych bazowych składników? Ciekawiło mnie, czy jeden aromatyczny dodatek wpłynie na całokształt, a jeśli tak, to w jaki sposób. I okazuje się, że dodatek cynamonu zmienia wszystko. Kurczak jest dalej zdecydowanie cytrynowy, ale to cynamon smakowo gra główną rolę w całym daniu. Reszta przypraw jest jego dopełnieniem. A co smakowało mi w tej potrawie najbardziej? Nasączone cytrynowo-cynamomowym sosem ziemniaki były bezkonkurencyjne! Żałowałam, że nie dodałam ich więcej.



      Cytrynowy kurczak duszony z ziemniakami, cynamonem i oregano
      wg przepisu z magazynu Dish # 35
      2 porcje

      • 4 kurze biodra
      • sól i pieprz
      • 1/2 łyżeczki słodkiej czerwonej papryki
      • 1 łyżka oliwy, zmieszana z 1 łyżką oleju
      • 1 cebula, obrana i pokrojona wzdłuż na 6 części
      • 3 średnie ziemniaki, obrane i pokrojone w ćwiartki (duże na 6-8 części)
      • 4 ząbki czosnku
      • 1/2 szklanki białego wytrawnego wina
      • 2 łyżki soku cytrynowego
      • skórka cytrynowa z 1 cytryny, ścięta w postaci szerokich pasków
      • 1 nieduża laska cynamonu 
      • 2 liście laurowe
      • 2 łyżeczki suszonego oregano
      • 1/2 łyżeczki płatków chili (lub do smaku)
      • 1 łyżka natki pietruszki, posiekanej

      Nastaw piekarnik na 180˚C.

      Kurze biodra dopraw solą, świeżo mielonym pieprzem i słodką papryką. Na patelni rozgrzej, na średnim ogniu, łyżkę oliwy wymieszaną z łyżką oleju i zrumień na niej kurczka. Po obsmażeniu, przełóż do żaroodpornego naczynia.

      Na patelnię wrzuć teraz cebulę, obsmaż na złoto ze wszystkich stron i przełóż do naczynia z kurczakiem. To samo zrób z ziemniakami, potem z czosnkiem. Ziemniaki powinny być na wpół miękkie, w przeciwnym razie sok cytrynowy sprawi, że nie dopieką się dobrze. Patelnię zalej białym winem, zwiększ ogień i gotuj wino, aż zmniejszy objętość o połowę, w międzyczasie zeskrobując z dna patelni to, co w czasie smażenia do niej przywarło. Na koniec wymieszaj z sokiem cytrynowym.

      Do naczynia z kurczakiem, cebulą i ziemniakami dodaj resztę przypraw - skórkę cytrynową, cynamon i liście laurowe, posyp suszonym oregano i płatkami chili. Zalej sosem z białego wina, wstaw do nagrzanego do 180˚C piekarnika. Zapiekaj, bez przykrycia, przez 40-45 minut. W połowie pieczenia obróć kurczaka i, jeśli za dużo sosu wyparowało, dolej do niego trochę wina lub wody.

      Podawaj posypane natką pietruszki.


      ***

      ENGLISH VERSION

      Braised chicken with lemon and oregano potatoes
      recipe adapted from Dish Magazine issue 35
      serves 2

      • 2 chicken legs (thighs and drumsticks) with the skin on
      • sea salt and freshly ground black pepper
      • 1/2 tsp paprika
      • 1 Tbsp vegetable oil + 1 Tbsp olive oil
      • 1 onion, peeled and cut into six through the root
      • 3 medium potatoes, peeled and cut into quarters (bigger ones into 6-8 pieces)
      • 4 garlic cloves, peeled
      • 1/2 cup dry white wine
      • 2 Tbsp lemon juice
      • long strips of lemon zest from 1 lemon (remove all the white parts or your sauce will be bitter!)
      • 1 small cinnamon stick 
      • 2 bay leaves
      • 2 tsp dried oregano
      • 1/2 tsp chili flakes (or to taste)
      • 1 Tbsp flat leaf parsley, roughly chopped

      Preheat the oven to 180˚C.

      Season the chicken with salt and pepper, and sprinkle with paprika. Heat the oil and olive oil in an ovenproof pan and brown the chicken on all sides. Transfer to a plate.

      Now fry the onions until golden and add to the chicken. Repeat with potatoes and garlic. Be careful to fry the potatoes until they begin to soften otherwise they will never cook through when you add the lemon juice. Pour in the white wine and let it boil until only half of it remains, scraping the pan to get more flavor from the caramelized sticky bits on the bottom. Season and mix with lemon juice.

      Put the chicken, potatoes and garlic back to the pan, together with any juices. Add the remaining seasoning - lemon zest, cinnamon stick and bay leaves, then sprinkle with oregano and chili flakes.

      Put it into a 180˚C oven. Rost, uncovered for 40-45 minut. Turn the chicken and potatoes halfway through the roasting and add some water if too much sauce has evaporated.

      Sprinkle with parsley before serving.
      Czytaj dalej »

      Zapiekany makaron z grzybami i szpinakiem

      I co z tego, że w ostatni weekend było u nas ponad 20 stopni Celsjusza? I że tegoroczna jesień jest wyjątkowo ładna i stosunkowo ciepła? Natura wie swoje i nie daje się oszukać. Liście żółkną i opadają hurtowo, bez względu na pogodę i temperaturę, zaś mój organizm głośno i wyraźnie domaga się węglowodanów. Najlepiej w dużych dawkach.

      Nie walczę z naturą. Kupiłam już sobie ciepły płaszcz na zimę, a na obiad zapiekłam makaron z grzybami, szpinakiem i beszamelem. Widocznie natura uznała, że ta dodatkowa fałdka w talii będzie mi do czegoś potrzebna.



      Makaron zapiekany z porami, grzybami i szpinakiem
      2-3 porcje

      • 100 g (czubata szklanka) makaronu rurki
      • 2 łyżki masła
      • 1 średni por, tylko biała i jasnozielona część, pokrojony w krążki
      • 1 ząbek czosnku, drobno posiekany
      • 1 łyżeczka świeżych listków tymianku
      • 4-5 pieczarek, pokrojonych w plasterki
      • 2-3 suszone podgrzybki, namoczone w wodzie i pokrojone w paski
      • 2 szklanki (ubite) liści szpinaku
      • sól, do smaku
      • do posypania wierzchu: 3 łyżki parmezanu, startego na proszek

      beszamel:

      • 30 g (2 łyżki) masła
      • 30 g (3 łyżki) mąki
      • 11/2 szklanki mleka
      • liść laurowy
      • kawałek skórki z cytryny
      • 1 ziarnko pieprzu
      • 1 gałązka świeżego tymianku
      • 1 ząbek czosnku, mały, lekko zmiażdżony
      • sól i biały pieprz
      • szczypta gałki muszkatołowej, świeżo startej
      • 1 żółtko

      Możesz zacząć od zrobienia sosu. Masło rozpuść na patelni, wymieszaj z mąką i podgrzewaj, na małym ogniu, mieszając, około 1 minuty, aż zrobi się biała zasmażka. Zacznij powoli dolewać mleko, cały czas mieszając, najlepiej rózgą, żeby powstał gładki sos. Liść laurowy, skórkę cytrynową, pieprz, tymianek i czosnek zawiąż w kawałek gazy i dodaj do sosu. Sos zagotuj. Gotuj dalej, na średnim ogniu, mieszając, aż osiągnie konsystencję gęstego budyniu. Dopraw do smaku solą, pieprzem i gałką muszkatołową. Garnek zdejmij z ognia, wyjmij i wyrzuć zawinięte w gazę przyprawy. Do sosu dodaj żółtko i dobrze wymieszaj rózgą.

      Żaroodporne naczynie o pojemności około 1 litra wysmaruj masłem. Nastaw piekarnik na 180˚C.

      Makaron ugotuj na pół twardo. Po odcedzeniu przepłucz zimną wodą i wymieszaj z odrobiną oliwy lub oleju.

      Gdy makaron będzie się gotował, rozgrzej na patelni 2 łyżki masła, dodaj pory, czosnek i tymianek, posól lekko i zamieszaj i przesmaż krótko, na małym ogniu, aż pory zaczną mięknąć. Dodaj pieczarki oraz namoczone i pokrojone podgrzybki i duś pod przykryciem, aż wszystkie składniki zmiękną. Możesz dodać wodę, w którek moczyły się podgrzybki, po uprzednim przecedzeniu jej przez gęste sitko. Gdy grzyby zmiękną, zdejmij pokrywkę, zwiększ ogień i odparuj cały płyn. Gdy płyn odparuje, dorzuć szpinak i wymieszaj z resztą składników. Jeśli trzeba - dosól do smaku.

      Zawartość patelni wymieszaj z makaronem oraz połową sosu beszamelowego. Włóż do wysmarowanego masłem naczynia, polej resztą sosu i posyp po wierzchu parmezanem. Wstaw do nagrzanego do 180˚C piekarnika i zapiekaj, aż ser się zrumieni, około 20 minut.
      Czytaj dalej »

      Indyjskie ziemniaki

      Ciekawa sprawa, że największą ochotę na potrawy rodem z Indii, kraju jakby nie było ze zdecydowaną przewagą ciepłego klimatu, zaczynam mieć dopiero, gdy na zewnątrz robi się chłodniej. Na samą myśl o ciężkim od przypraw curry z jagnięciną, robi mi się teraz ciepło i błogo. Na ugotowanie porządnego indyjskiego curry trzeba jednak poświęcić trochę czasu, natomiast to danie przygotowuje się stosunkowo szybko, szczególnie że ziemniaki można podgotować wcześniej. Dzięki sporej ilości aromatycznych przypraw (od razu się przyznaję - dodałam kilka i zwiększyłam ich ilość  w stosunku do oryginalnego przepisu), smakiem nie ustępują bardziej wyrafinowanym potrawom. Nie będę nikogo namawiać, żeby zużył tyle chili, ile sugeruję w przepisie, ba, można je w ogóle opuścić. Ale nie żałujcie imbiru i innych przypraw, bo to one zmieniają zwykłe odsmażane ziemniaki w egzotyczny i smaczny obiad. 

      Przepis na indyjskie ziemniaki z jajkiem sadzonym znajdziesz na nowym blogu (klik)



      Czytaj dalej »

      Pieczone persymony

      Persymony zaczynają mi się kojarzyć z jesienią na równi z jabłkami. Może dlatego, że dobrego jabłka nie jadłam już ho, ho, kawał czasu, a dobre persymony mam w zasięgu ręki. W Korei, to one dominują teraz na sklepowych półkach, a obsypane nimi drzewa ozdabiają przydomowe ogródki. Przy odrobinie szczęścia można je zobaczyć w nawet w centrum tłocznego Seulu, zaś za miastem wysokie drzewo z pomarańczowymi kulkami na gałęziach to stały element jesiennego krajobrazu.

      Reszta postu oraz przepis na pieczone persymony tutaj (klik)






      Czytaj dalej »

      Dynia z miodem, sake i sezamem

      Rozpoczynamy dyniowy festiwal! Właściwie to nie my, festiwal w piątek rozpoczęła Bea w Kuchni i to do niej proszę się zgłosić po szczegółowe informacje. W skrócie - każdy z dyniowych przepisów opublikowanych między 21. a 31. października może w nim wziąć udział. Każdy gatunek i odmiana dyni będą mile widziane.

      A oto nasza bohaterka - filigranowa i urocza Azjatka - japońska dynia kabocha, odmiana ebisu. Niełatwo było się do niej dobrać - to maleństwo* ma bardzo twardą skórę! Warto jednak było się pomęczyć, bo jej intensywnie pomarańczowy miąższ jest słodki, soczysty i bardzo smaczny.

      Dynia kabocha, odmiana ebisu

      Chciałam, żeby pierwszy pierwszy z dyniowych przepisów jakoś wiązał się z naszym obecnym miejscem zamieszkania i wygrzebałam coś azjatyckiego - dynię glazurowaną miodem z dodatkiem sake, sosu sojowego i sezamu. I małym europejskim akcentem w postaci masła (pewnie mi się znowu oberwie, że niezdrowo gotuję).

      Przepis jest egzotyczny, ale w jego wykonaniu nie ma nic trudnego. Po składniki też raczej nie trzeba się wybierać w daleką podróż, ale sama potrawa może was w taką podróż przenieść. Danie można zrobić z każdej dyni, która się szybko gotuje. Autorzy przepisu sugerowali dodatek skórki z limonki. Niestety, limonki akurat w sklepach nie było, ale jeśli macie, polecam - będzie ładnie kontrastować z pomarańczową dynią. Skórka pomarańczowa i cytrynowa również pasują smakowo. Wok do smażenia mile widziany, bo łatwo się w nim miesza, ale nie niezbędny. Dobrze smakuje i na ciepło, i na zimno, można ją więc zabrać na piknik, albo w pudełku na lunch do pracy. Pasuje do baraniny i kurczaka.



      Glazurowana dynia z miodem, sake i sezamem
      nieco zmodyfikowany przepis z książki Asian Tapas/Christophe Megel & Anton Kilayko
      4 porcje na przystawkę lub dodatek do dania głównego

      • 250 g dyni, pokrojonej w kostkę
      • 1 łyżka masła
      • 2 cm kawałek imbiru, obrany i pokrojony w cieniutką zapałkę
      • 11/2 łyżki sake
      • 4 łyżki wody
      • szczypta soli
      • 11/2 łyżki miodu
      • 1 łyżka sosu sojowego
      • skórka z pomarańczy, cytryny lub/i limonki, świeżo starta
      • 1/2 łyżeczki jasnego sezamu
      • 1/2 łyżeczki czarnego sezamu

      Masło rozpuść w woku lub na patelni, na średnim ogniu. Dodaj pokrojoną w kostkę dynię, połowę imbiru, sake, 3 łyżki wody i szczyptę soli. Zamieszaj i duś kilka minut pod przykryciem, aż dynia zacznie mięknąć. Zdejmij pokrywkę i gotuj, aż płyn odparuje. Następnie przełóż zawartość patelni na talerz.

      Do woka/patelni, w którym dusiła się dynia, wlej miód, sos sojowy, resztę imbiru, wody i połowę skórki z cytrusów. Zagotuj i trzymaj na średnim ogniu, około 30 sekund, ciągle mieszając, aż składniki dobrze się połączą, a sos zgęstnieje. Dodaj dynię, zamieszaj delikatnie, by pokryć ją sosem.

      Podawaj posypaną sezamem i resztą skórki.

      * Pierwsza kupiona przeze mnie dynia ważyła tylko 400 g (i nie była najmniejszą z oferowanych). Później nabyłam większą, prawie kilogramową, ale to dalej niedużo, jak na dynię.
      Czytaj dalej »

      Łaciate brownies

      Te brownies robią wśród moich znajomych furorę. Wszędzie, gdzie je ze sobą zabiorę, a zabieram często i z premedytacją, znikają do ostatniego okruszka, przy wtórze ochów i achów. A następnego dnia dostaję telefony z prośbą o przepis. Przepis daję chętnie, żałując tylko, że to nie ja jestem jego autorką.

      Czytaj dalej (klik)






      Czytaj dalej »

      Harissa

      Kiedy po raz kolejny nie mogłam nigdzie dostać harissy, postanowiłam zrobić ją sobie sama. Pasta ta jest banalnie prosta w wykonaniu i, o ile do miksowania papryczek użyje się malaksera, także szybka (nie wliczam czasu, kiedy papryczki się moczą w wodzie). Niewielką ilość pasty praktyczniej jest jednak utrzeć w moździerzu. Ja miałam o tyle utrudnione zadanie, że koreańskie suszone chili ma diabelnie twardą skórę, której musiałam się pozbyć przed przerobieniem papryczek na pastę.

      Domowej roboty harissa ma przewagę nad kupną przynajmniej pod jednym względem. Można dobrać stopień jej ostrości do osobistych upodobań, wybierając mniej lub bardziej ostrą paprykę, albo mieszając kilka jej odmian. Można też zredukować jej ostrość przez pozbycie się nasion, całkowicie lub częściowo. Należy jednak pamiętać, że używa się jej w niewielkich ilościach, jako przyprawy lub dodatku, więc powinna mieć swoją moc.

      Z morza przepisów na harissę, wybrałam ten podstawowy, z dodatkiem wyłącznie czosnku, soli i oliwy, jako najbardziej uniwersalny w zastosowaniu. Można go jednak wzbogacić o kolendrę, świeżą lub w ziarnach, kmin, miętę lub inne przyprawy.

      Harissa znakomicie sprawdza się jako dodatek do baraniny, sosu pomidorowego, wymieszna z ryżem lub kuskusem. Na blogu wystąpiła dotychczas w dipie marchewkowym, ale niedługo pojawi się więcej przepisów z jej udziałem.




      Harissa
      przepis z książki From Tapas to Meze/Joanne Weir
      wychodzi około 1/3 szklanki

      • 50 g suszonej czerwonej papryczki chili
      • 1 mały ząbek czosnku
      • duża szczypta soli
      • 1 łyżeczka oliwy + więcej do zalania pasty

      Papryczki zalej wodą w garnku i zagotuj. Pogotuj pod przykryciem około 2 minut i odstaw na 1 godzinę. Dobrze jest czymś przycisnąć papryczki, np. talerzykiem, tak by były cały czas zanurzone w wodzie.

      Po godzinie odcedź papryczki z wody na sitku. Odkrój ogonki, a resztę papryczek pokrój na mniejsze kawałki i utrzyj na pastę w moździerzu lub zmiel w malakserze, z dodatkiem soli i czosnku. Pod koniec ucierania wymieszaj z łyżeczką oliwy.

      Jeśli chcesz uzyskać mniej ostrą pastę, przed ucieraniem usuń część lub całość nasion.

      Pastę przechowuj w lodówce, zalaną oliwą. Oliwa powinna całkowicie zakrywać pastę.
      Czytaj dalej »

      Roladki z kurczaka z papryką i mozzarellą

      Wiem, wiem, przygotowywanie roladek jest dość pracochłonne. Rozklepywanie mięsa, zwijanie, obwiązywanie nitką, smażenie... A w przypadku poniższych dochodzi jeszcze pieczenie papryki. Jednak ze względu na efekt końcowy - jak  najbardziej warto poświęcić trochę czasu na ich zrobienie. Szczególnie jeśli szukacie smacznej i atrakcyjnej potrawy dla gości. Roladki można nadziać i zawinąć z wyprzedzeniem i wstawić do lodówki, trzeba tylko pamiętać o wyjęciu ich na 20-30 minut przed smażeniem. A paprykę najlepiej upiec w większej ilości poprzedniego dnia i część przeznaczyć na roladki, a z reszty zrobić np. sałatkę z kaparami.

      Przepis i komentarze tutaj (klik)







        Czytaj dalej »

        Makaron z serem pleśniowym i szpinakiem

        Szpinaku spróbowałam po raz pierwszy jako dorosła osoba. Rozgotowaną breję w niezidentyfikowanym kolorze - postrach wszystkich dzieci zmuszonych do jadania w szkolnych i przedszkolnych stołówkach, znam wyłącznie z opowieści. Nie wnikam w to, czy fama o dużej zawartości w nim żelaza jest prawdziwa, czy nie - uwielbiam go przede wszystkim za smak. Ale też za łatwość i szybkość przygotowania. Za to, że tak niewiele potrzeba, żeby zamienił się w dobre danie. Odrobina tłuszczu i ząbek czosnku, i po paru minutach smażenia mam gotowy dodatek do mięsa. Trochę winegretu, jajko i pomidor, i jest sałatka. I za to, że smakuje mi nawet rzucony od niechcenia na makaron.

         
        Rigatoni z sosem z sera pleśniowego, orzechami i szpinakiem
        2 porcje

        • 200 g makaronu rigatoni
        • 60 g (1/2 szklanki) orzechów włoskich, grubo posiekanych
        • 3/4 szklanki słodkiej smietanki 18%
        • 90 g sera pleśniowego
        • sól i pieprz, do smaku
        • ok. 1 szklanki liści szpinaku
        • 1 łyżka oleju z orzechów włoskich
        • 1 łyżeczka soku z cytryny
        • opcjonalnie: trochę posiekanej natki pietruszki

        Ugotuj makaron według przepisu na opakowaniu. W czasie gdy makaron będzie się gotował, zajmij się robieniem sosu.

        Orzechy włoskie lekko podpraż na suchej patelni i na razie odstaw na bok.

        Śmietankę zagotuj na dużej patelni lub w rondlu. Dodaj do niej mniej więcej 2/3 sera pleśniowego i gotuj kilka minut, aż ser się rozpuści, a śmietanka nieco zgęstnieje. Dopraw solą i pieprzem do smaku, dodaj orzechy, ugotowany makaron i dobrze wymieszaj, żeby dokładnie obtoczyć makaron w sosie.

        Zmieszaj olej orzechowy i sok z cytryny. Polej nim szpinak.

        Makaron wyłóż na talerze, posyp resztą sera pleśniowego, pokruszonego w palcach i jeśli chcesz - natką pietruszki. Udekoruj szpinakiem.
        Czytaj dalej »

        Sernik z mascarpone

        Serniki to moje ulubione ciasta i nie wiem dlaczego do tej pory pojawił się tutaj tylko jeden i to w dodatku raczej nietypowy - sernik japoński. Ale na pewno będzie ich więcej.

        Dzisiejszy sernik znalazłby się tu już dawno, gdybym przy pieczeniu go po raz pierwszy nie popełniła kilku błędów, w tym jednego kardynalnego. Zapomniałam o owinięciu formy folią aluminiową i sernik podczas pieczenia nasiąkł trochę wodą. I tak został przez nas zjedzony, ale do prezentowania szerszej publiczności zdecydowanie się nie nadawał. Przedobrzyłam też wtedy z ilością skórki cytrynowej - w końcu miał to być sernik cytrynowy, a do tego wpadłam na, wydawało mi się, świetny pomysł z dodaniem do spodu karmelowych ciasteczek. Okazało się, że te dwa smaki zdominowały ciasto i zepchnęły na drugi plan co, co powinno być w nim najważniejsze, czyli jego delikatność i kremową konsystencję. Zupełnie niepotrzebnie. Drugi raz takiego błędu już nie zrobiłam. Na spód dałam herbatniki niezbyt słodkie, o możliwie neutralnym smaku, a skórkę cytrynową - owszem, dodałam, w ilości wystarczającej, by ciągle nazywać ten sernik cytrynowym, ale nie na tyle dużej, żeby konkurowała ze smakiem obu serków. I wyszedł mi jeden z lepszych serników, jakie kiedykolwiek jadłam.

        Przepis oraz komentarze do zobaczenia tutaj (klik)









        Czytaj dalej »

        Panierowany kalafior


        Kalafior i bułka tarta. Całkiem udane połącznenie połączenie, prawda? Tyle, że trochę nudne i opatrzone. Kalafior w tym wydaniu - smażony na głębokim tłuszczu w panierce z dodatkiem parmezanu - powinien smakować nawet tym, którym się wydaje, że za nim nie przepadają. To może niezbyt dietetyczna, ale pyszna przegryzka, znakomita jako dodatek do piwa. 

        Przepis oraz komentarze (klik)






        Czytaj dalej »

        Chleb naan i raita

        Zostałam niedawno zapytana, co można podać do curry zamiast ryżu. Chleb - to była pierwsza odpowiedź, jaka mi przyszła do głowy. Ale nie ten pieczony, mocno wyrośnięty na drożdżach czy zakwasie, tylko płaski, taki jak naan albo roti. Z takimi chlebkami zdarzało mi się już jadać różne rodzaje curry i stanowiły one całkiem udany dodatek. A czasem to sos curry robił za dodatek do chleba. Tylko że... nigdy jeszcze takiego chleba sama nie robiłam, zawsze jadłam go w restauracjach albo kupowałam. A skoro już daję dobre rady, powinnam pójść za ciosem i własnoręcznie go upiec.

        Reszta postu i przepis tutaj (klik)




        Czytaj dalej »

        Pho z kurczaka

        Stara kuchenna mądrość głosi, że w zależności od sposobu, w jaki się gotuje mięso, można uzyskać dwa rezultaty - albo smaczne mięso, albo dobry wywar. I każdy to wie, że długo gotowany wywar nabiera mocy, zaś mięso, niestety, traci smak. I jak to pogodzić? Proste - przeznaczone do zjedzenia mięso wyjąć wcześniej, a wywarowi pozwolić się gotować na resztkach i kościach, które i tak się przecież wyrzuci. Nie wiem, czy można mieć ciastko i jednocześnie je zjeść, ale z całą pewnością można ugotować dobrą zupę ze smacznym mięsem - taką jak ryżowa zupa z trawą cytrynową albo dzisiejsza pho.

        Do zrobienia pho z kurczaka przymierzałam się od czasu, gdy natknęłam się na wersję gotowaną na kurzych skrzydełkach. A ostatecznie zachęcona poczułam się po przeczytaniu przepisu z książki Into the Vietnamese Kitchen. Polecam na upalne letnie dni!





        Pho z kurczaka
        na podstawie przepisu z książki Into the Vietnamese Kitchen, Andrea Nguyen
        wychodzą 4 miski zupy

        na wywar:

        • 1 duża cebula
        •  5 cm kawałek imbiru
        • 1 cały kurczak (około 1 kg)
        • 3/4 kg kości z kurczaka, pociętych na 5 cm kawałki
        • 21/2 l wody
        • 2 łyżeczki soli
        • 2 łyżki sosu rybnego
        • 2 łyżeczki ciemnego brązowego cukru
        • 1 łyżka ziaren kolendry, uprażonych przez 1 minutę
        • 2 goździki
        • 2 szt. anyżu gwiaździstego
        • 1 laska cynamonu (około 5 cm)
        • 1/2 pęczka świeżej kolendry

        Zacznij od opalenia cebuli i imbiru. Możesz to zrobić na grillu lub nad palnikiem gazowym. Trzymaj je nad ogniem, obracając często, tak długo, aż warzywa nieco zmiękną, a łuski cebuli oraz skórka imbiru zrobią się czarne. Odłóż warzywa na bok, żeby ostygły, po czym opłucz je pod bieżącą wodą, zdejmując przy okazji spalone łuski z cebuli i skórkę z imbiru (tu może być potrzebny nożyk). Oczyszczony imbir przekrój wzdłuż na pół i lekko zmiażdż.

        Opłucz kurczaka. Odetnij szyję i skrzydełka przy samym korpusie, usuń nadmiar tłuszczu. Kurczaka na razie odłóż a skrzydełka i szyję potnij na części i dodaj do pozostałych kości. Kości zalej zimną wodą, tak by je zakrywała i szybko zagotuj. Gotuj na dużym ogniu przez 2-3 minuty, po czym wodę wylej a kości opłucz dobrze w zimnej wodzie, aby pozbyć się wszystkich nieczystości. To wstępne gotowanie ma wpływ na klarowność wywaru.

        Do czystego garnka włóż kurczaka (połóż go piersiami do góry), dodaj opłukane kości, zalej 21/2 litrami zimnej wody i zagotuj. Gdy woda zawrze, zmniejsz ogień tak by wywar tylko leciutko pyrkał. Zbieraj szumowiny, które na początku gotowania będą wypływać na powierzchnię. Gdy zbierzesz wszytkie, dodaj cebulę i imbir oraz resztę przypraw - sól, sos rybny, cukier, ziarna kolendry, goździki, anyż gwiaździsty, cynamon i świeżą kolendrę. Gotuj przez 20 minut, po czym wyjmij kurczaka, opłucz go i odłóż na 20 minut do ostygnięcia.

        Gdy kurczak lekko przestygnie, odetnij obie nogi (w całości) oraz piersi i odłóż na bok. Gdy całkowicie ostygną, zawiń je dokładnie w folię spożywczą i włóż do lodówki. Pozostałe kości dorzuć do wywaru i gotuj go jeszcze przez 11/2 godziny.

        Gotowy wywar przecedź przez gęste sitko, spróbuj i, jeśli będzie to konieczne, dopraw solą, sosem rybnym i cukrem. Zbierz nadmiar tłuszczu.

        Powinno wyjść około 2 litrów wywaru.

        ***

        Przygotowanie pho można sobie rozłożyć w czasie i wywar ugotować dzień wcześniej a następnego dnia już tylko go podgrzać i przygotować dodatki:



        dodatki obowiązkowe:

        • 600 g makaronu ryżowego typu wstążki
        • ugotowane nogi i piersi z kurczaka (z wywaru)
        • 1/2 cebuli, cienko pokrojonej w piórka
        • szczypiorek, pokrojony
        • liście kolendry
        • czarny pieprz, świeżo mielony

        dodatki opcjonalne:

        • kiełki sojowe lub z fasoli, zblanszowane
        • liście mięty
        • liście bazylii
        • czerwona papryczka chili, pokrojona w krążki
        • limonka, pokrojona w ćwiartki

        Makaron przygotuj według przepisu na opakowaniu - zwykle wymaga namoczenia w gorącej wodzie przez kilka do kilkunastu minut, dopóki nie zmięknie. Cebulę namocz na 30 minut w zimnej wodzie. Podgrzej wywar. Rozłóż makaron po równo do czterech misek. Nogi i piersi kurczaka pokrój w plastry i dodaj (bez kości) do makaronu. Dodaj cebulę i kiełki (jeśli używasz) i zalej gorącym wywarem. Posyp kolendrą, szczypiorkiem i pieprzem.

        Jeśli chcesz, resztę dodatków podaj osobno w miseczkach.
        Czytaj dalej »

        Sałatka z kaszą jęczmienną i rukolą

        Do obiadu miał być kuskus. Ale gdy kurczak czekał już tylko na wrzucenie na patelnię, okazało się, że kuskusu nie ma. Skończył się. Wyszedł. Ziemniaków było za mało, ryżu w tym tygodniu mieliśmy już dosyć, a makaron nie pasował. Za kilkoma torbami mąki i cukru wygrzebałam napoczętą paczkę kaszy jęczmiennej. I to organicznej :-) No tak, parę miesięcy temu miałam ochotę na krupnik. O ile swieże małże, krewetki i ośmiornice mogę kupić w sklepiku za rogiem, to znalezienie kaszy przysparza mi nieco trudności. Na szczęście czasem bywa na stoiskach z żywnością organiczną.

        Przepis i komentarze na nowym blogu (klik)




        Czytaj dalej »

        Duszony kurczak z białym winem

        Potrawa ta kojarzy mi się z coque au vin, tyle że w wersji light. Bo chociaż przepis pochodzi z zimowego wydania DH Magazine, to wygląda zdecydowanie wiosennie. Jest w nim młoda cebula, zielony groszek, lekkie białe wino i młode ziemniaki. Tych ostatnich nie ma w oryginalnym przepisie, ale najpierw, w sklepie, same się prosiły, żeby je kupić, a później, żeby je wrzucić do garnka. Pasują jak ulał i wcale nie odbierają potrawie lekkości.

        Ale, ale - kurczak jest tak smaczny, że (mimo że to wersja light) objedliśmy się nim niemal do granic możliwości. Sił starczyło na doczłapanie do łóżka i konieczny był półgodzinny odpoczynek, brzuchem do góry, oczywiście. Kurczak powróci na nasz stół z całą pewnością, i to nie raz. I pewnie znowu się nim objemy...





        Kurczak z białym winem, boczkiem i zielonym groszkiem
        zmodyfikowany przepis z Donna Hay Magazine #52
        2-3 porcje

        • 2 duże lub 3-4 mniejsze udka z kurczaka (razem 1/2 kg)
        • oliwa pół na pół z olejem - do smażenia
        • 4 młode, nieduże cebule
        • 150 g wędzonego boczku, pokrojonego w grubą kostkę
        • 2 ząbki czosnku, pokrojone w plasterki
        • 3-4 gałązki tymianku
        • 1/2 szklanki wytrawnego białego wina
        • 3 szklanki lekkiego bulionu z kurczaka (niesolonego)
        • 6-8 młodych ziemniaków, porządnie wyszorowanych
        • 100 g (3/4 szklanki) mrożonego zielonego groszku
        • sól i pieprz

        W garnku o grubym dnie rozgrzej oliwę z olejem i obsmaż udka na złoty kolor z obu stron.  Odłóż na bok.

        Do garnka wrzuć wędzony boczek i zrumień go dobrze. Dodaj młode cebule, obsmaż na złoty kolor. Jeśli z boczku wytopiło się dużo tłuszczu, odlej jego nadmiar. Dodaj czosnek oraz tymianek i smaż jeszcze przez minutę, aż zaczną pachnieć. Wlej wino i gotuj chwilę na dużym ogniu, żeby alkohol odparował. Dolej bulion, zagotuj i zmniejsz ogień. Dołóż ziemniaki i kurczaka. Gotuj aż mięso i ziemniaki będą miękkie.

        Pod koniec gotowania dorzuć rozmrożony zielony groszek i dopraw solą i pieprzem.
        Czytaj dalej »

        Tarta, cytrusy i truskawki

        Moja pierwsza tarta. Do jej zrobienia skusiło mnie apetyczne zdjęcie w gazecie oraz fakt, że u mnie sezon truskawkowy ma się już ku końcowi. Dotychczas tarty omijałam z daleka, chyba że piekł je ktoś inny, bo to trzeba robić osobno nadzienie, osobno ciasto, chłodzić je, odpiekać samo, potem z wypełnieniem... Za duży ambaras.

        Rezultat wart był jednak zachodu. Tarta wyszła tak samo ładna, jak na zdjęciu w gazecie, a jej smak dorównuje jej urodzie. Cytrusowe nadzienie jest słodkie i delikatne, idelanie dopełniane przez kwaskowate truskawki. Dobrze smakuje ciepła, a jeszcze lepiej, gdy już wystygnie.

        W oryginalnym przepisie miksowano całe owoce, razem ze skórką (ale po usunięciu pestek). Nie byłam pewna, czy przygotowane w ten sposób nadzienie nie wyjdzie nieco gorzkawe, a poza tym chciałam mieć kontrolę nad ilością dodawanej do niego skórki. Dlatego najpierw starłam skórkę i użyłam samego miąższu. Dość znacznie zmniejszyłam też ilość cukru. Ach, i jeszcze musiałam coś zrobić z resztkami nadzienia, ale o tym na samym końcu.

        Teraz zazdroszczę tym, u których sezon truskawkowy dopiero się zacznie.




        Cytrusowa tarta z truskawkami
        zmodyfikowany przepis z magazynu Dish #33
        składniki na dwie prostokątne formy 10 x 25 cm


        kruche ciasto:
        • 250 g (13/4 szklanki) mąki
        • 1/2 łyżeczki soli
        • 70 g (1/2 szklanki) cukru pudru
        • 150 g masła, pokrojonego w kostkę i schłodzonego
        • 1 jajko

        nadzienie:
        • 2 cytryny
        • 1 pomarańcza
        • 11/2 szklanki cukru
        • 4 łyżki skrobii kukurydzianej
        • 4 jajka
        • 2 żółtka
        • 3/4 szklanki stopionego masła, przestudzonego
        • 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii

        dodatki:
        • truskawki
        • liście mięty
        • cukier puder

        Mąkę, sól, cukier puder i masło umieść w malakserza i wymieszaj, używając trybu pulsacyjnego. Dodaj jajko, mieszaj dalej, aż składniki z grubsza się połączą. Wyłóż ciasto na stolnicę, zagnieć szybko formując dysk. Zawiń w folię i włóż do lodówki, do schłodzenia, na około 30 minut.

        Schłodzone ciasto rozwałkuj cienko podsypując nieco mąką. Ciastem wyłóż formę do tarty (jeśli masz nieprzywierającą, nie trzeba jej smarować), dociśnij, żeby dobrze przylegała. Ciasta powinno spokojnie wystarczyć na dwie foremki 10 x 25 cm. Odetnij równo górę, zostawiając 2-3 mm ciasta wystające ponad brzegi formy. Ponakłuwaj spód widelcem i wstaw do lodówki lub zamrażalnika, żeby stwardniało.

        Nagrzej piekarnik do 200˚C. Wyjęte z lodówki ciasto wyłóż papierem do pieczenia, na papier nasyp ryżu lub fasoli (lub specjalnych kulek do pieczenia) i piecz przez 20 minut. Wyjmij z piekarnika, usuń ryż/fasolę/kulki i papier, i piecz jeszcze przez 5 minut w temperaturze 175˚C. Odstaw, żeby przestygło.

        Zetrzyj skórkę z pomarańczy i cytryn. Obierz owoce z resztek skóry, ostrym nożem powycinaj segmenty miąższu i powyjmuj pestki. Miąższ włóż do malaksera i zmiksuj razem z 11/2 szklanki cukru. Przełóż kilka łyżek owocowego musu do mniejszego naczynia, dodaj do niego skrobię kukurydzianą i dobrze wymieszaj. Przełóż z powrotem do malaksera, dodaj pozostałe składniki nadzienia oraz startą wcześniej skórkę z cytryn i pomarańczy (całą bądź tylko cześć, zależnie od upodobania) i zmiksuj na jednolitą masę.

        Gotowe nadzienie wlej do odpieczonej i przestudzonej formy z ciastem. Prawdopodobnie nie zużyjesz całego nadzienia*. Piecz w temperaturze 170˚C, przez 20-25minut, aż cytrusowa masa dobrze się zetnie a wierzch zrobi złotobrązowy. Wyjmij z piekarnika i zostaw do ostudzenia.

        Przed podaniem udekoruj tartę pokrojonymi w ćwiartki truskawkami i listkami mięty. Posyp cukrem pudrem.





        * Ponieważ zostało mi około pół szklanki nadzienia, wlałam je do małych sosjerek i zapiekłam w kąpieli wodnej, w 150˚C. Po upieczeniu posypałam brązowym cukrem, który stopiłam przy pomocy palnika. Można pominąć cukier i cytrusowy krem podać tak jak tartę - z truskawkami i miętą.
        Czytaj dalej »

        Sernik japoński

        Azjaci lubią lekkie, miękkie i niezbyt słodkie ciasta. W tutejszych cukierniach królują biszkopty, nadziewane musami rolady i ciasta szyfonowe. Kiedy pierwszy raz skusiłam się na wyrób pod nazwą Japanese cheesecake (na szczęście obok nazwy w lokalnym narzeczu była też angielska), ze zdumieniem stwierdziłam, że bliżej mu do sufletu niż sernika. Możliwe, że słodki serowy suflet był jego pierwowzorem, ale w Azji rozsławiony został się jako sernik.

        Sernik japoński cieszy się tu dużym powodzeniem i ma go w ofercie prawie każda cukiernia. Oprócz ciast normalnej wielkości, w sprzedaży są małe serniczki, takie akurat dla dwóch osób. Zwykle zapakowane są w zgrabne pudełeczko z dołączonym plastikowym nożem i dwoma widelczykami. Można je zjeść na miejscu, w cukierni, popijając kawą lub (zieloną) herbatą. Większość sklepów z wypiekami ma bowiem wydzielone miejsce na kilka stolików i sprzedaje też zimne i gorące napoje.

        Nagabywany od jakiegoś czasu znajomy cukiernik powiedział, że podzieli się przepisem, ale nie bardzo wierzył, że nam to ciasto wyjdzie. Obiecał nawet postawić kawę, jeśli zaprezentujemy mu udany wypiek. Diabeł okazał się być nie taki straszny, jak go malują i sernik wyszedł doskonały już za pierwszym razem. Sekret tkwi w dokładnym przestrzeganiu przepisu i skrupulatnym odmierzeniu wszytkich składników.




        Sernik japoński
        na okrągłą formę 24 cm


        • 85 ml (1/3 szklanki) mleka
        • 170 g serka Philadelphia
        • 40 g (21/2 łyżki) masła
        • 1 łyżeczka soku z cytryny
        • szczypta soli
        • 50 g (1/3 szklanki) mąki tortowej
        • 5 jajek
        • 125 g (1/2 szklanki) drobnego cukru
        • 15 g (11/2 łyżki) skrobii kukurydzianej
        oraz:
        • dwie formy, jedna o średnicy 24 cm, druga nieco większa (lub żaroodporne naczynie, które pomieści mniejszą formę z ciastem)

        W niedużym garnku wymieszaj mleko z serekiem Philadelphia, masłem, sokiem z cytryny i szczyptą soli. Zagotuj powoli, ciągle mieszając. Zdejmij garnek z ognia i odstaw na bok do ostygnięcia.

        W czasie, gdy masa będzie stygła wykonaj następujące czynności:

        Rozgrzej piekarnik do 150˚C. Formę na sernik lekko wysmaruj masłem, dno i boki wyłóż papierem do pieczenia. Jeśli forma nie jest szczelna, owiń ją z zewnątrz folią aluminiową. Przygotuj drugą, większą formę, która wypełniona wodą posłuży do pieczenia ciasta w kąpieli wodnej.

        Przesiej razem mąkę i skrobię kukurydzianą.

        Oddziel żółtka od białek.

        Ubij białka na sztywną pianę, pod koniec ubijania stopniowo dodając cukier.

        Gdy masa serowa będzie zimna, dodaj do niej żółtka i dobrze wymieszaj.

        Połącz połowę masy serowej z połową piany oraz przesianą mąką i skrobią kukurydzianą. Dodaj resztę masy serowej i piany z białek, wymieszaj wszytko delikatnie.

        Nałóż ciasto do posmarowanej masłem i wyłożonej papierem formy. Wstaw formę z ciastem do drugiej, większej i głębszej formy. Przestrzeń między obiema formami wypełnij gorącą wodą do wysokości 3/4 formy z ciastem. Piecz w temperaturze 150˚C przez około 50 minut. Sprawdź, czy ciasto jest upieczone za pomocą patyczka. Pozostaw w formie do wystygnięcia.

        Dobrze wypieczony sernik będzie wilgotny, lekki i puszysty. Powinnien też mieć lekko przyrumieniony, gładki wierzch, jak biszkopt, i blade boki i spód.

        Czytaj dalej »

        Toskańska zupa fasolowa

        Przepis na tę zupę zapisywałam sobie podczas oglądania jednego z odcinków Masterchef Australia. Gary Mehigan tak sugestywnie opowiadał o "budowaniu smaku", że natychmiast nabrałam ochoty na powtórzenie tego samego we własnej kuchni. Od obejrzenia odcinka do ugotowania zupy upłynęło jednak trochę czasu. Nabazgrolony po ciemku na kartce przepis był tak mało czytelny, że wolałam się wspomóc innym źródłem (Saveur). Tym bardziej, że w ogóle nie zapisałam, ile ma być poszczególnych składników.

        Z programu pamiętam jednak, że podczas gotowania zupy ważne jest nie tylko z czego się ją robi, ale kiedy i w jakiej formie dodaje się poszczególne składniki. Wędzony boczek daje pierwszą warstwę smaku; podsmażone na wytopionym z tłuszczu cebula, czosnek i zioła - następną. Ta z kolei uzupełniana jest o pokrojone w kostkę warzywa, potem bulion itd. Warzywa powinny być pokrojone w tej samej wielkości kostkę i ma ich być mniej więcej tyle samo każdego rodzaju (po około 100 g dla przepisu poniżej). Nawet dodana na końcu oliwa i grzanka miały mieć znacznie dla końcowego efektu.  I rzeczywiście, namoczony w zupie chleb jest przepyszny, radzę z niego nie rezygnować! A może to zupa zyskuje, dzięki obecności w niej namoczonego chleba... W każdym razie wszystko się tu idealnie ze sobą komponuje i zupa ta od razu po ugotowaniu smakuje tak, jak zwykle smakują wieloskładnikowe zupy po odstaniu swego. Polecam!








        Toskańska zupa fasolowa
        na podstawie przepisów z Masterchef Australia & Saveur
        4 porcje


        do gotowania fasoli:
        • 300 g (11/2 szklanki) suchej białej fasoli, namoczonej w wodzie przez noc*
        • 1 nieduża marchewka, pokrojona na kilka kawałków
        • pół cebuli
        • 1 por (tylko biała część), przekrojony na pół

        Fasolę i wodę, w której się moczyła wrzuć do garnka razem z marchewką, cebulą i porem. W razie potrzeby dolej wody. Gotuj aż fasola będzie miękka - użyłam dużej białej fasoli i ugotowanie jej trwało godzinę. Wyrzuć warzywa - rozgotowane nie będą się już do niczego nadawać. Połowę fasoli i wody, w której się gotowała zmiksuj na gładką masę, druga połowę pozostaw w całości.


        reszta składników:
        • 170 g wędzonego boczku, pokrojonego w kostkę
        • opcjonalnie: skóra z boczku i kawałek skórki z parmezanu
        • 1 średnia cebula, pokrojona w kostkę
        • 2 ząbki czosnku, drobno posiekane
        • gałązka tymianku
        • 1 średnia marchewka, pokrojona w kostkę
        • 2-3 nieduże ziemniaki, obrane i pokrojone w kostkę
        • 2 łodygi selera naciowego, pokrojone w kostkę
        • 1 duży por (biała część), pokrojony w ćwierćplasterki
        • 1/2 litra bulionu z kurczaka
        • 4 liście boćwiny lub jarmużu, pokrojone w kwadraty
        • sól i pieprz
        • oliwa z oliwek

        na grzanki:
        • 4 kromki chleba
        • oliwa z oliwek
        • ząbek czosnku

        Rozgrzej patelnię i podsmaż lekko boczek, wytapiając przy okazji nieco tłuszczu. Dorzuć cebulę i zeszklij, dodaj czosnek i tymianek, podsmaż krótko, ok. 30 sekund. Gdy czosnek zacznie pachnieć dorzuć resztę warzyw i smaż przez 2-3 minuty, dobrze mieszając, żeby warzywa mogły przejść smakiem czosnku i boczku. Dodaj skórę z boczku i parmezanu (jeśli używasz) i zalej bulionem, uzupełniając wodą, tak by warzywa były dobrze przykryte. Gotuj około 20 minut, aż warzywa będą miękkie. Dodaj fasolę, całą i zmiksowaną, boćwinę/jarmuż i dopraw solą i pieprzem do smaku. Gotuj jeszcze 5-10 minut. Usuń z zupy skórę z boczku/parmezanu.

        Kromki chleba skrop oliwą, zapiecz i posmaruj przekrojonym ząbkiem czosnku.

        Podawaj zupę z grzankami, podanymi osobno lub wrzuconymi do zupy, skropioną odrobiną oliwy.


        * Możesz od razu ugotować więcej fasoli i nadmiar zużyć do przygotowania dipu lub pasty do kanapek (przepis tutaj).


        Czytaj dalej »
        Copyright © 2014 z magazynu , Blogger